4 listopada 2012

Ptaszorowa skrzyneczka

W sobotę byłam na ślubie - a jak ślub, to jakiś prezent też być powinien.
Dla znajomej panny młodej wykonałyśmy wespół z koleżanką romantyczną skrzyneczkę. Skrzynka to zakup z Leroy Merlin, ozdabiany wypalarką do drewna.

Motywy - drzewo i zakochane kurogołębie to grafiki ze strony z naklejkami, zaś gąszcz kwiatków zaprojektowałam sama, inspirując się wynikami z wyszukiwarki grafiki Google po wpisaniu "motyw krzaka" :)



Przenoszenie grafiki na skrzynkę jest proste - najpierw położywszy papierowy wydruk na drewnie zaznacza się kropeczkami kontury, następne po ściągnięciu papieru punkty łączy się jak w książce z łamigłówkami dla dzieci.

2 listopada 2012

Dzieje się, wbrew pozorom

I to nawet dzieje się dosyć intensywnie.


Wprawdzie nie mam tak oszałamiającego tempa jak pozostałe uczestniczki Razem-Dziergania, ale moja tuba przybrała na kształcie i rozmiarze - obecnie wygląda tak:

:) a jak przybierała - to po kolei:
Czeski pociąg oraz pobyt u mojej kochanej praskiej koleżanki z Erasmusa okazały się bardzo owocne dla mojego szmaragdowego wdzianka, bo dociągnęłam je do poziomu pach i, co więcej, okazało się, że po dociągnięciu całość niemalże zakrywa mi tyłek. Nie przeszkadza to w niczym, ale ilość udziergu robi na mnie wrażenie - nigdy nie tworzyłam tak dużych rzeczy, a przy moim 178 cm wzrostu tunika musi być odpowiednio dłuższa.
Plecy dziergałam, jak zwykle, z doskoku, a skończyłam je i zaczęłam dekolt na biwaku harcerskim. Robótka wzbudziła zrozumiałe zainteresowanie - co ciekawe, u jednego z młodych harcerzy, który z zaskakującą dociekliwością wypytywał mnie, w jaki sposób dzierga się rękawiczki (na szczęście mogłam mu to wytłumaczyć organoleptycznie na Celty-wiczkach), na czym polega zwiększanie liczby oczek i jak to jest możliwe, że można robić palec, a reszty nie robić.
Po skończeniu  przodu nastał czas przymiarek - a wówczas wyszło na jaw, że wbrew wymierzeniu wcześniejszemu mojej bluzki, pasująca mi długość pleców i dekoltu musi ulec drastycznej zmianie - jako, że mam stosunkowo małą odległość między pachą a ramieniem, w każdym z tych miejsc poleciało po około 10 rzędów robótki. Niestety, wpłynęło to na głębokość dekoltu i nie jest on tak nieprzyzwoity, jakbym chciała.
Prawdziwą próbą mojej zawziętości stało się zszywanie oczek - udało się dopiero za chyba 10 próbą, ale z jak dobrym efektem!
Ostatnią rzeczą, z którą walczyłam, był dekolt. Najpierw, jak było nakazane, wykonałam plisę 2 rzędami oczek prawych, a następnie zamknęłam ją łańcuszkiem w innym kolorze - jednak niesmaczne wywijanie się na zewnątrz sprawiło, że z ciężkim sercem wykończenie zostało zlikwidowane. Cóż robić, jeśli w takim wypadku polecanym jest zmienić druty na pół rozmiaru mniejsze, a takich nie posiadam?
Zmienić sposób robienia plisy :)
Kołatało mi w głowie, że przy okazji wykończenia plisy dolnej Intensywnie Kreatywna pisała, że dzierganie systemem naprzemiennie rząd prawych - rząd lewych zapewnia efekt całkowicie nierolującej się robótki. Więc czemu nie wykończyć w ten sposób dekoltu?
W związku z powyższym nastąpiła zmiana planów i włóczki - wykończenie będzie w całości jaskrawozielone! I efekt po zrobieniu 6 rzędów jest taki jak na obrazku:
mój bardzo przyzwoity dekolt - i nie wiem, czemu w tej perspektywie aż tak widać nabranie oczek!
 Nic się nie roluje, nic się nie dzieje, a wizualnie jestem wręcz zachwycona! Małym minusem jest przejście kolorów - następnym razem zacznę od razu od lewych oczek, a nie od prawych w pierwszym rzędzie.
najbardziej niewyglądający fragment dekoltu
 W kategorii "wielkie odkrycia" - dopiero przy okazji tuby wyszło na jaw, że całe życie przy dzierganiu w okrążeniach zamiast zwykłych oczek prawych i lewych robię oczka przekręcone. Widać to wyraźnie w przejściu między karczkiem a tubową resztą swetra.
 Na szczęście już wiem, jak należy dłubać drutem poprawnie, więc rękawy będą jednakowo dziergane na całej swojej długości - mam nadzieję, że nie będzie to stanowiło zbyt dużego kontrastu z resztą. Na korpusie różnica, jeśli nie jest widoczna na pierwszy rzut oka, to od razu jest wyczuwalna - część robiona oczkami przekręconymi jest jakby "sznurkowa" w dotyku, grubsza, a mniej przyjemna, zaś dotykając pleców i dekoltu czuje się pod palcami dzianinę gładszą, a za to cieńszą. Pruć nie będę, ale na przyszłość muszę się pilnować, żeby odruchowo nie wkłuwać się pod nie tą nitkę, co trzeba.
tutaj dobrze widać różnicę - po lewej dzierganie zwykłe, po prawej w okrążeniu (i przekręconymi)

Zmagam się z kilkoma wątpliwościami co do tuby: czy starczy włóczki na rękawy (na niemal 100% nie, toteż już nastawiłam się na wersję za łokieć - mniej niż 100 gram nie pozwala szaleć), czy robić zaszewki (jeśli zrobię luźne rękawy bez zwężeń, to chyba zostanę przy wersji bezzaszewkowej i luźniejszej, żeby pasowało do siebie ;)) oraz - jak nosić bluzkę, spod której prześwitywać będzie KAŻDY posiadany przeze mnie stanik, a noszenie bluzki pod spodem w grę nie wchodzi (tu odpowiedź będzie chyba brzmiała - nie na uczelnię)?
Mam jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji, a ten weekend będzie dobrą okazją, żeby obejrzeć po kilkakroć filmiki z tworzeniem rękawa i zmierzyć się z główką rękawa.

4 października 2012

Tubę razem dziergam, razem dziergam tubę...

... podśpiewuję sobie ostatnio pod nosem, zainspirowana Kazikiem:


Zabrałam się za dzierganie tuby razem-robionej, przerażona z początku ilością oczek znajdującą się na drutach. Z Medusy na drutach 4,5 nabrałam 221 oczek, wydziergałam 6 rzędów pawich oczek plisy w kolorze jadowitej zieleni, zamknęłam, ubrałam na biodra...
... i myślałam, że się popłaczę, widząc, jak pod plisę wsadziłabym chyba drugą taką Saddie jak ja.



Cóż zatem zrobić? Po rozpaczliwym mailu do szefowej Razem-Tubienia stwierdziłam, że prucie odpada, mniejszych drutów nie posiadam, chyba, że 3,5 - co byłoby nielekką przesadą. Zostało zatem gubienie oczek. Wygubiłam ich 30, poleciałam w górę, zmierzyłam - i działa. Na biodrach opina się zgrabnie, w talii luzy są znaczne, w biuście mam nadzieję obejdzie się bez zwężań. A plisę? Się wyciągnie po praniu :))

Ciągnę prawe, twardo ciągnę, przede mną jeszcze dobre 20 centymetrów do linii pachy, ale w piątek jadę do Pragi, więc już sobie policzyłam - 4 godziny 20 minut we vlaku z Ceskego Tesina w jedną i w drugą stronę powinny wystarczyć na dociągnięcie całości. Odliczam od tego busa Kraków-Cieszyn, bo dzierganie o 7 rano to byłoby już chyba jednak zbytnie wyzwanie. Oby udało się skończyć, bo drżę z niepewności, czy wyjdzie mi to, co wyjść musi (atrakcyjna, luźnawa, szmaragdowa bluzeczka na sezon zimowy) czy to, co wyjść może (bezkształtny zielony worek naprawiany nieumiejętnie), a jak zrobię już podkroje i dekolt, to prawda wyjdzie na jaw.

Zakochałam się w Medusie. Pomimo moich pierwszych wrażeń pod tytułem "to się ŚLIZGA! I spada z drutów! I się rozłazi i plącze!", dalsze walki z nią pokazały, że robótka wychodzi miękka, delikatna i prawdopodobnie przemiła w noszeniu. Toteż już teraz planuję kolejną tubę - ze zmienionym ażurem na plisie oraz z wielkim, ażurowym golfem zamiast dekoltu. Wykończenia w kolorze ciemnego różu (który u mnie na monitorze wychodzi jak bardzo agresywna malina), korpus w którymś z odcieni szarości - prawdopodobnie w średnioszarym. A reszta robótek czeka, oj, czeka... :)

25 września 2012

Celty-wiczki

Kiedy na blogu u Intensywnie Kreatywnej pojawiło się wezwanie do wspólnego dziergania rękawiczek-razemwiczek, pomyślałam, że to idealna okazja, żeby w końcu wydziergać coś zarówno przydatnego, jak i ładnego. W ferworze wypróbowywania wzoru doszłam do wniosku, że robienie bąbli jakoś nie jest w stanie mnie przekonać o swojej łatwości, toteż zamiast warkoczowo-bąblowego wiązania zrobię po prostu warkocz, bo wydawało mi się to mniej wymagające...
... faktycznie, wydawało mi się.

Wybór warkocza był bardzo prosty - celtycka plecionka uderzyła mnie od razu swoim prostym, acz efektownym wielokrotnym splataniem. Pierwsze powtórzenie okazało się być horrorem i już w zasadzie przymierzyłam się do rzucenia tego w cholerę, ale w sukurs przyszła podróż PKSami i pociągami na trasie Międzychód-Poznań-Toruń-Laskowice Pomorskie-Kraków - nagle okazało się, że posiadanie kilkunastu godzin, w trakcie których można ciągnąć warkocze, rozmawiając ze współpasażerami (moja ulubiona reakcja to ta młodego chłopaka, który na pół wagonu zawołał "ale super, co Ty robisz, nigdy nie widziałem, jak to działa, mogę popatrzeć?") jest bardzo korzystne i z podróży wróciłam już z całym lewym mankietem.
A reszta poszła szybko.


Kilku przeróbek wymagało przeliczenie oczek na kciuk (mam jednak większą dłoń niż zakładała instrukcja :)) i gubienie lewych oczek pod warkoczem - nie zawsze wyszło to jak należy, głównie dlatego, że lewych oczek w rzędzie, w którym kończyłam, wychodziło więcej niż prawych.
Zamknięcia oczek na palcach robione było trochę "na czuja", toteż... są robione na 2 sposoby :) chciałam zmienić tak, żeby wszystko było identycznie, ale w noszeniu nie widać różnicy, więc zrezygnowałam z tego planu. Już wiem, że kolejną wersję mitenek będę robiła za każdym razem zaczynając od palca wskazującego - tutaj prawą robiłam od małego i przez to serdeczny jest nieco wyższy. Ponadto uważny obserwator zauważy, że prawa rękawiczka ma warkocz, który plecie się w dół - za bardzo uwierzyłam w moją zdolność zapamiętywania schematu, a rękawiczkę dziergałam prawdopodobnie w tramwaju, toteż ściągi nie miałam.



Technicznie - włóczka Kotek odc. 33-1204, druty 2,5


17 kwietnia 2012

To będę krzyżykować!

Zapisałam się dzisiaj na SAL do Chagi, w ramach którego zbierane są haftowane kwadraciki, z których następnie powstaną bajkowe kołderki dla chorych dzieci. Tematem obecnego SAL-u (SAL-a?) jest Kubuś Puchatek i przyjaciele. Ja postanowiłam wyhaftować Lumpka, przyjaciela Kubusia - a to dlatego, że jest on małym słonikiem, a za słoniami to ja szaleję odkąd jeszcze dobrze od ziemi nie odrosłam!

Oczywiście moje umiejętności w zakresie haftu krzyżykowego są jak na razie zerowe (chociaż przepraszam, wiem, którą stroną należy wbijać igłę w materiał!), ale wierzę, że Lumpek nie będzie chciał ze mną walczyć, zrobi mi tę przyjemność i będzie się ładnie haftował.
Jak to często bywa, na takie pomysły wpada się pod wpływem impulsu. Mnie natchnęło odkrycie w mojej ulubionej pasmanterii białej kanwy Aida 14ct w arkuszach. Jutro udam się kupić taki arkusz wraz z pasującą do Hefalumpa muliną, może jakiś pisak schodzący pod wpływem wody... I ahoj, krzyżykowa przygodo!

A tutaj Lumpek z latawcem - taki, jakiego chciałabym wyhaftować na moim kwadracie. Podoba mi się niesamowicie! Słodkie małe słoniątko, jest kochany.


4 kwietnia 2012

Na dobry początek

Z dniem dzisiejszym rozpoczynam działalność mojego bloga, na którym planuję zamieszczać to, co od czasu do czasu wytwarzam "swoimi ręcami".